I w końcu był balet. Wymyśliłyśmy, że bez obejrzenia Jeziora Łabędziego wyjechać z Rosji nie można. Kupiłyśmy bilety za 1100 rubli (tak na prawdę ceny takich zabaw są niższe, czyli na bilecie widniała cena 1000, ale plus “opłata manipulacyjna”. To samo w kantorach – kurs + 20 rubli tak o! za to że praca wykonana została). Spektakl był o 20 w Teatrze Aleksandryjskim. No piękny.
Nawet my się pięknie odwaliłyśmy, żeby było pięknie 😛
I na tym pozytywy tej wyprawy się skończyły bo:
1. Miałyśmy lożę w której były 4 miejsca, z czego 2 z tyłu tak, że nie było widać kawałka sceny więc przez pierszą połowę stałam na zmianę z Batką.
2. Tancerze byli do bani, mylili kroki, tańczyli nierówno
3. Publiczność była koszmarna. 3/4 Koreańczyków robiących non stop zdjęcia (mimo, że było mówione, że nie wolno). Po każdym utworze i po każdym piruecie następowały oklaski, które uniemożliwiały normalne oglądanie.
4. Orkiestra nie była zgrana z występami na scenie.
5. Sztuka skończyła się śmiercią czarnego i zwycięską radością białego łabędzia, z białymi rajuzami (głównego bohatera dobrali zdecydowanie pod względem okazałości pośladkowej, a nie umiejętności tańca)!
No super, że poszłyśmy, ale ogólnie dramat. W Polsce na balety chodzić, w Polsce. Serio.