Przelecieliśmy z Tajlandii do Singapuru, gdzie doznaliśmy kilku szoków. Ciągle Azja, a jednak tak odmienna, że ciężko uwierzyć, że te kraje są tak blisko.
Może to zobrazować nasz widok z okna z Tajlandii i Singapuru:
Ale też miejsce, w którym spaliśmy:
Dzięki uprzejmości A., która szczęśliwie mieszka tu od grudnia mogliśmy spać na 52 piętrze najbardziej pożądanego apartamentowca, ciesząc się basenem, kortami tenisowymi, siłownią i sauną na jego ósmym piętrze (nasz budynek ma pod sobą szarą strzałkę).
Ponadto przylecieliśmy z kraju, w którym:
- Nie ma chodników
- Ludzie chodzą ubrani za 20 zł
- Posiłek można zjeść za 7 zł
- Spocony człowiek to normalny człowiek
- Farang to coś nadzwyczajnego
- Dachy większości domów zrobione są z liści bananowca
- Przejście przez ulice graniczy z cudem
- Woda w butelce ma banderolę, że jest nieotwarta
A znaleźliśmy się w kraju, w którym:
- Chodniki mają zadaszenie, żeby nikt przypadkiem nie zmókł
- Ludzie chodzą ubrani za moją całą miesięczną polską pensję
- Klimatyzacja i wiatraki są nawet w publicznych toaletach
- O 9 rano byłam jedyną osobą w metrze nieubraną w garnitur
- Znajdzie się najwięcej zakazów na świecie
- Dachy budynków są tak wysoko, że zrobione są z chmur
- Woda w kranie (importowana z Malezji) jest oczyszczona i gotowa do picia (dzięki Bogu bo chyba pomarlibyśmy z pragnienia płacąc 9 zł za każdą butelkę
- Za upuszczenie papierka jest kara…
- …dzięki czemu można lizać chodniki jest tak czysto.